W momencie, gdy zdecydowaliśmy się na ślub, w mojej głowie ułożył się plan, co i jak powinno wyglądać… Na tyle, na ile pozwolił mi czas i umiejętności, starałam się przygotować nasze wesele samodzielnie.
Suknia ślubna
Wiedziałam, że w pół roku (tyle miałam czasu na organizację całego „przedsięwzięcia”) nie nauczę się na tyle dobrze szyć, by podjąć się samodzielnej realizacji wymarzonej sukni ślubnej. Przygotowałam projekt i zaczęłam szukać krawcowej, która zrealizuje moją wizję. Wybrałam się nawet do kilku salonów sukien ślubnych, ale żadna suknia nie spełniała moich oczekiwań. Zamysł na suknię był dość prosty – góra z koronki, dół lejący (koniecznie bez halki z kołem!). Jednak mój projekt musiał się czymś wyróżniać! Wymyśliłam krótką, prostą sukienkę z koronki z dopinaną długą spódnicą z muślinu. Nie chciałam jednak, by było widać, że suknia składa się z dwóch części. Spódnica składała się z pięciu warstw muślinu i jednej warstwy jedwabnej cielistej podszewki – dzięki temu koronka z sukienki nie prześwitywała. Na pas spódnicy naszyłyśmy elementy koronki z sukienki tak, aby całość się ładnie komponowała. Poza mamą i świadkową nikt z gości nie wiedział, że suknia składa się z dwóch części – stąd ogromne zdziwienie gości, gdy podczas tańca spódnicę odpięłam… I zostałam tylko w krótkiej koronkowej sukience! 🙂
Awaryjna peleryna
Tydzień przed ślubem byłam tak załamana prognozami pogody na dzień naszego ślubu, że zaczęłam na szybko sama szyć bolerko. Wymyśliłam prostą pelerynę na bazie półkoła. I chyba odstraszyłam nią deszcz na czas naszej ceremonii… Było tak upalnie, że nawet nie pomyślałam, by ją ubrać. Ba – nawet nie przymierzyłam tej peleryny do sukni ślubnej, więc nie wiem jakby ewentualnie całość się komponowała!
Zaproszenia
Nie chciałam tradycyjnych zaproszeń zapakowanych w kopertę. Stąd pomysł na tajemnicze pudełko. Szatę graficzną zaproszenia zaprojektowała mi koleżanka-graficzka. Dwustronne zaproszenie ślubne przyczepione było do balonika w kształcie serca wypełnionego… helem! Zaproszenia „zamknęliśmy” w pudełkach (które oczywiście ręcznie wycinałam i składałam). Reakcja gości w momencie otwarcia zaproszenia była bezcenna – i o to właśnie chodziło, by było inaczej niż zazwyczaj 🙂
Dekoracje ślubne
Ślubne dekoracje (poza kwiatowymi kompozycjami i tortem) przygotowałam „po godzinach” w domowym zaciszu. Winietki, zawieszki na wódkę, księgę gości, pudełko na obrączki, pudełko na koperty, tablicę z rozpiską gości, numerację stolików, podziękowania dla gości – wszystko wyszło spod moich rączek!
Podziękowanie rodzicom
Bardzo mi zależało, by podziękowanie dla naszych rodziców było szczególne i wyjątkowe. Wymyśliliśmy zatem, by zagrać dla rodziców… koncert! Mój mąż gra na gitarze, ja w podstawówce grałam na pianinie. Nigdy razem nie graliśmy, bo odkąd skończyłam szkołę muzyczną z klawiszami nie było mi po drodze. Musiałam od nowa nauczyć się czytać nuty (20 lat przerwy zrobiło swoje), rozpisać sobie zaplanowane przez nas utwory i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć… Dobre trzy miesiące prób i efekt zaskoczył wszystkich. Dodatkowo podczas koncertu wyświetliliśmy specjalną prezentację ze zdjęciami z dzieciństwa i naszego wspólnego życia. Nie muszę chyba dodawać, że rodzice byli wzruszeni i przeszczęśliwi? 🙂
To był wyjątkowy czas przygotowań
Z perspektywy czasu – pomimo spędzonych setek godzin na wymyślaniu, wycinaniu, składaniu, klejeniu – to był wspaniały okres.
Niesamowite, że nasz ślub wyszedł lepiej niż to sobie zaplanowaliśmy i wymarzyliśmy! Nawet pogoda nie ważyła się pokrzyżować nam planów.